III Gdański Festiwal Impro „Podaj Wiosło” – relacja

wioslo3Trzecie Wiosło. 11 kwietnia improfani i improwizatorzy zjechali do Gdańska. Tak, Gdański Festiwal Impro „Podaj Wiosło” to jedno z najważniejszych wydarzeń w świecie polskiej improwizacji. Ta relacja jest jedynie namiastką tego, co się działo przez trzy dni festiwalu, gdyż by napisać tekst, wiele ciekawych i ważnych rzeczy trzeba było pominąć. W innym przypadku tę relację możnaby wydać jako sporej grubości książkę.

Dzień I

ABORDAŻ: „Pamiętny dzień”. Skład: Magdalena Walaszczyk, Małgorzata Różalska, Mariusz Babicki, Szymon Jachimek, Łukasz Ławniczak, Paweł Kukla. Muzyka: Hubert Świątek.

Jako pierwsza wystąpiła grupa Abordaż. Przedstawiła spektakl „Pamiętny dzień”. W tym spektaklu po inspirację sięgano do Wikipedii, a konkretnie wybierane było wydarzenie, które się zdarzyło w przeszłości w danym dniu. Zobaczyliśmy więc historię o wyborach prezydenckich w Sudanie. Mieliśmy starcie dwóch grup społecznych – Beduinów i kominiarzy, którzy byli oznaczani przez posiadanie w danym momencie chust na szyi.

W Sudanie rządziła cesarzowa (Magda). Zostały ogłoszone wybory i w szranki stanęli kominiarz Paweł, beduinka Gosia, kominiarz Szymon i wielbłąd Mariusz. Ciekawym wydarzeniem było pisanie przez kominiarza Łukasza piosenek wyborczych dla Szymona, a potem dla Magdy. Okazało się, że Szymon ma syna (Łukasz Beduin), choć nigdy nie miał kobiety. Gosia wynajęła zabójcę, by zabił pozostałych kandydatów. Po debacie telewizyjnej syn Szymona, Łukasz, wyznał mu, że tak naprawdę nie jest jego synem i udawał na zlecenie cesarzowej. Ostatecznie wszyscy kandydaci po kolei giną. Najpierw cesarzowa, potem Szymon z rąk zabójcy, Gosia z rąk Łukasza, Łukasz z rąk Pawła i Paweł z kopyt wielbłąda Mariusza.

HOFESINKA: „Living Room”. Skład: Aleksandra Markowska, Karol Kopiec, Paweł Neugebauer, Antoni Syrek-Dąbrowski, Piotr Sikora.

Sugestią do spektaklu było słowo słoiki. To słowo zainspirowało dialog między improwizatorami i na tej podstawie powstały kolejne scenki lub serie scen.

Na początku zobaczyliśmy historię pary, Pawła i Oli, w której ich pochodzenie był barierą nie do przejścia. Dowiedzieliśmy się, że przynależność do danego miejsca jest zapisana w cząsteczkach ciała, które wymieniają się całkowicie co 7 lat. Niestety lekarz zdiagnozował, że dla Pawła ten czas wynosi 21 lat, czyli po przeprowadzce do Warszawy dalej byłoby widać, że jest z Chodorowa.
W kolejnej scence zobaczyliśmy jak wygląda informatyk, Karol, na randce. Rozmowa wyraźnie się nie klei, ale jak wiadomo w takich sytuacjach przydaje się natrętny kelner, który informuje Karola, że zaparkował mercedesa i łódź na miejscach dla niepełnosprawnych. Po usłyszeniu tych słów potencjalna partnerka (Piotr) od razu zmienia swoje zdanie na temat infomatyka.
Następnie mogliśmy zobaczyć, jak aktorka grająca w „Miłości na bogato” (Paweł) i jej brat (Antek) przeglądali rzeczy zostawione w spadku po babci i znaleźli mundur niemiecki po dziadku.
Zobaczyliśmy także historię odbijającego na krzyż lustra. Jak się okazuje, tak naprawdę zatrudnia się lustrzaków, by odbijali w lustrze.
Po dialogu w środku zobaczyliśmy historię sędziwego, lubieżnego dziadka, który cały czas był o krok od śmierci. Pewnego dnia jego wnuczka zaprosiła na obiad purytańskich rodziców swojego narzeczonego, prosząc dziadków, by przykładnie się zachowywali i nie narobili jej wstydu. Jak można było się spodziewać dziadek z kontem na RedTubie nie przekonał do siebie zacnych gości.
Ostatnia scenka przeniosła nas na porodówkę, gdzie dotychczasowy ojciec dziecka dowiedział się tuż po porodzie, że to nie on jest ojcem dziecka i spotyka ojca biologicznego, który właśnie przybył poznać swoje dziecko.

ULUBIONE GRY FEJSBUKÓW. Prowadzenie: Wojciech Tremiszewski. Skład: Małgorzata Tremiszewska, Ewa Czernowicz, Małgorzata Różalska, Paweł Kukla, Paweł Neugebauer, Piotr Sikora, Tomasz Marcinko, Mateusz Płocha, Radosław Misztal, Adam Organista, Michał Ociepa, Michał Próchniewicz. Muzyka: Karol Bulski.

To był spektakl, który stworzyli internauci głosując na swoje ulubione krótkie gry improwizacyjne. Nie ma trochę sensu opisywanie każdej gry z osobna, więc skupię się na jaśniejszych punktach spektaklu (których i tak było sporo).
Takie jaśniejsze punkty pojawiły się już w pierwszej grze, czyli Dziwnych gościach. Paweł N. miał do zagrania zanieczyszczone powietrze. Również Mateusz jako filatelista, który lubi pizzę, był nadzwyczaj oczywisty w mówieniu o pizzy, jednak Ewa musiała dostać jeszcze kilka podpowiedzi zanim odgadła kim jest.
Hitem okazała się Przerwa na piosenkę w wykonaniu Ewy, Piotra i Michała P. Scenka była w Zusie. Michał dołączył do sceny jako emeryt: „Nadchodzi ręka sprawiedliwości”. Rozwalił piosenką:
Zaraz tu zrobię porządek.Rozpieprzę wam tłuste ryje.
Może i mam 80 lat,  ale jeszcze, kurna, żyję!

Warta wspomnienia jest Randka w ciemno. Mateusz był samouzupełniającym się keczupem, Paweł K. grotołazem z klaustrofobią, a Radek niskim, ładnym Wojtkiem Tremiszewskim. Wszyscy odegrali świetnie swoje role, a oglądanie Wojtka Tremiszewskiego oglądającego Wojtka Tremiszewskiego granego przez Radka Misztala było cudowne. Szkoda tylko, że by załapać czasem co wyprawiał Radek, trzeba było być na pierwszym Podaj Wiośle.
Na koniec została zaśpiewana Irlandzka piosenka pijacka o sierści psa. Wyszło to genialnie, na wyróżnienie zasługuje ostatnia zwrotka, która niesie wiele prawdy życiowej:
Psy nie są łatwe / Ale bardzo miłe
To dobrzy przyjaciele / Dopóki nie są zgniłe.
Uważajcie więc na sierść / Uważajcie też na siebie.
Uważajcie na nas wszystkich / Bo pies wyr***a ciebie.

Na tym skończył się pierwszy dzień festiwalu w Teatrze Miniatura. Późnym wieczorem w klubie festiwalowym miał miejsce ImproPoetik. Było to wydarzenie bardzo ciekawe, jednak wiedzą o tym tylko ci, którzy mieli karnety.

 

DZIEŃ II

Relację z ImproIgrzysk pisał Piotr Pawłowski.

Na tegorocznych Impro Igrzyskach zmierzyły się ze sobą 4 grupy –  Teatr Improwizacji Jesiotr (Wrocław), Grupa Impro To Mało Powiedziane (Opole), Impy (Warszawa) i Teatr Improwizowany WymyWammy (Bydgoszcz). Każda ekipa miała 20 minut na zaprezentowanie wybranych przez siebie gier, po czym dostawała zadanie.

Po błyskawicznym losowaniu kolejności występów na scenę wskoczył Jesiotr. Kolorowa gromada rozpoczęła od Sceny z gibberishem. Wyłowili od publiczności sugestię „poród z pistoletem przy skroni” i odegrali ją świetnie, obficie (i celnie) korzystając ze slapsticku. Motyw z taśmowym porodem mnie rozłożył. Następną grą była Kontynuacja emocjami. Publiczność dostarczyła improwizatorom mnóstwa haseł, tworząc oprócz zwykłego strachu, złości i melancholii także m.in. fazę, skurcz, kac i tępotę. Jesiotry wsiadły do czołgu (kolejna sugestia) i pokazały, że z emocjami im do twarzy. Zebrali zasłużone brawa i przeszli do To brzmi jak tytuł wiersza. Zaczęli scenę od kaktusa, a w jej trakcie wrabiali się nawzajem w tworzenie wierszy do haseł „aromat wanilii”, „ale słona”, „ale boli co to było”(sic!), „chociaż go zjemy”. Tu warto też odnotować, że w scenie pojawił się znany zwierz preriowy – linoskoczek – i pozostał z nami już do końca jako nieoficjalna maskotka festiwalu. Ostatnią grą w wykonaniu ekipy z ikrą była Podzielona scena. Szybko przygotowali scenę i z sugestiami „tarcie chrzanu” i …”linoskoczek” wrocławianie odegrali kuchenną scenę, wrabiając się bezlitośnie i pokazując ogromny potencjał tej gry. Jakie dostali zadanie? Musieli odegrać scenkę do połowy intelektualną, a od połowy emocjonalną. Niestety, był to najsłabszy element ich udanego występu. Tu warto też zaznaczyć, że Jesiotry otwierając dzień festiwalowy miały podwójnie trudne zadanie i z tego zadania się wywiązały.

Jako drudzy na scenie pojawili się goście z Opola – To Mało Powiedziane. Zaczęli od Wcześniej czy później. Miejsce akcji (kuźnia) stało się pretekstem do wykorzystania warunków fizycznych improwizatorów. Obserwowanie potężnego kowala i jego słabowitej pracownicy (3 podkowy w kilka godzin!) było zabawne i urocze. Drugą grą był Teleport. Przenosili się pomiędzy jaskinią hazardu, a Woodstockiem. Publiczność doceniła nawiązanie do jednej ze scen z poprzedniego dnia festiwalu (blackjack). Trzecią i ostatnią grą w wykonaniu opolan był Replay w ciemno. Odegrali scenę w budce z kebabem. Postawili sobie bardzo wysoko poprzeczkę sceną zerową, z mnóstwem motywów trudnych do odtworzenia przez wchodzących do sceny „na świeżo” improwizatorów. Momentami poprzeczka odrobinę dygotała, ale ostatecznie śmiało można powiedzieć, że ją przeskoczyli, czym naprawdę zasłużyli na wyrazy uznania. Na koniec dostali za zadanie odegrać scenę z przemianą postaci. Wprowadzili do niej wilkołaka, więc niewątpliwie wywiązali się z założeń, jednakże nie był to najmocniejszy element ich występu. Docenić należy natomiast zaangażowanie całej szóstki – żywo reagowali i mocno przeżywali każdy moment spektaklu także wtedy, gdy nie brali udziału w danej grze.

Następnie na scenę energicznie wtargnęła czwórka Impów. Rozpoczęli szybko Reżyserem – odegrali scenkę na katamaranie. Już od pierwszej sceny dali popis gry aktorskiej, a prezentując ją w konwencjach filmu familijnego, science-fiction i „musicalu porno” ostro dołożyli do pieca brakem skrępowania, luzem i błyskotliwym poczuciem humoru. Nawiązania, jakie czynili w sci-fi zasługują na osobny elaborat. Jako drugą zagrali zmianę. W łaźni miejskiej w Konstantynopolu pokazali, że cysorz to ma klawe życie, ale szybką śmierć. Dalej – gra Kapelusz – status, w której hodowca motyli musiał użerać się z żulem. W tej scenie odrobinę stracili tempo, ale też sami je odbudowali. Na koniec zostawili Megazuchy, czyli pojedynek superbohaterów. Arcyłotrowie – banan i glebogryzarka – zmierzyli się z kapitanem filozofia i super-emocją. Imponowali erudycją (to naprawdę była filozofia, no i banan zawiera potas), zgraniem (wspólny ślizg na skórkach od bananów) i znajomością miejskich legend (ameba na końcu banana!). Zanim pożegnali się z publicznością dostali oczywiście zadanie – scenę rozstania, w której pogoda odgrywa istotną rolę. Jak pogoda – to pub w Anglii. Jeśli ktoś wcześniej się nie zorientował, to tu już musiał zauważyć, że Impy garściami czerpią z fantastyki i systemów RPG. Nawiązania do Lovecrafta sprawiły, że scena okryła się w mroku i naprawdę zaciążyło nad nami widmo Przedwiecznych. Publiczność pożegnała Impy długo skandując ich nazwę. Pokazali radosną energię, totalny luz na scenie i świetną konferansjerkę.  No i dwa słowa – geek impro. Czy były błędy? Oczywiście, ale w tym przypadku nie miało to żadnego znaczenia.

Czwartą i ostatnią grupą były dziewczyny z WymyWammy. Już samym wejściem na scenę i spójnymi strojami wywołały uśmiech na twarzy. Rozpoczęły od Yyyy, czyli pod wodą (sugestia miejsca) rozegrały scenę, w trakcie której publiczność podpowiadała im hasła. W mocno chaotyczny, ale i uroczy pokaz wplotły nawet piosenkę. Następnie przeszły do Stylów filmowych i teatralnych. Publiczność narzuciła im poważny problem – pożar na molo. Molo płonęło w bardzo wielu stylach. Dziewczyny pokazały fenomenalną operę, średnie anime i „Wołoszańskiego” i rozbrajające heavy metal, kabuki oraz musical. Na koniec zostawiły Dubbing wzajemny. Publiczność ich nie oszczędziła – bohaterami sceny zostali „rozmrożona lodówka” i „ognisty Zeus”. To, że całość miała sens, jest zasługą dziewczyn. Pokazały znakomite zgranie, pomysłowość i poczucie humoru. W trudnej konkurencji udowodniły, że posiadają wspólną świadomość. Ogromne wyrazy uznania i czołobitność. Pozostało jeszcze wyzwanie – scena czteroosobowa, której główną częścią miał być obfity posiłek. Odegrały to w konwencji gry – 5-4-3-2-1. Z rozbrajającą dezynwolturą uczyniły daniem dnia owłosiony na plecach polski baleron z Tadżykistanu kupiony w Biedronce. Zebrały zasłużone brawa za udany występ i na tym zakończyły się Impro Igrzyska Anno Domini 2014.

Przy podziękowaniach dla WymyWammy Kacper sobie dość ostro zażartował z dziewczyn za co został wybuczany przez publiczność. Ktoś krzyknął „Przeproś piosenką!”, a publiczność momentalnie do podłapała i krzyczała to jeszcze wiele razy do końca festiwalu.

Zwycięzcami Impro Igrzysk została grupa Impy. Otrzymali równo 100 głosów publiczności. Warto podkreślić diabelnie wysoki poziom wszystkich grup, które zaprezentowały się w Igrzyskach. Ich warsztat, energia i pomysłowość sprawiły, że te dwie godziny obfitowały w świetną zabawę i minęły naprawdę błyskawicznie.

IMPROKRACJA: „Partyturka”. Skład: Dobrosława Bela, Joanna Jóskowiak, Anna Wojtkowiak-Williams, Michał Gruz, Artur Jóskowiak, Tomasz Marcinko, Mateusz Płocha, Krzysztof Ryś, Mateusz Skulimowski.

Improkracja zaprezentowała format, który wymyśliła na poprzedniej edycji „Podaj Wiosła”. Publiczność mogła podesłać muzykę na maila lub zgrać akustykowi na miejscu. Następnie w trakcie spektaklu grany jest losowy utwór i on jest inspiracją do scenki.
Naprawdę ciężko jest mi wybrać kilka sytuacji z całego spektaklu, gdyż było mnóstwo genialnych scen.  Tematyczny przekrój scen był ogromny. Od hazardu, poprzez wojaże w sobotnie noce, do góralskich zalotów. Warto przytoczyć scenkę w wiosce tubylców. Wynikła sytuacja, w której biała kobieta (Anka) ma zostać zjedzona przez kanibali, ale wymiguje się mówiąc, że ma dzieci z wodzem. Wówczas Michał zapytał, skąd wiadomo czy dzieci są na pewno wodza. Sekundę później próbując opanować śmiech, odpowiedział sobie krzycząc „Test ciążowy!”.
Jednak absolutnym mistrzostwem była scenka Tomka i Mateusza S. Mateusz zaczął od neutralnej kwestii: „Dwadzieścia lat rozłąki to wcale nie jest dużo.” Następnie razem z Tomkiem zarysowali pantomimicznie, zapewne do ostatniego momentu nieświadomie, szybę, dotykając się dłońmi. Podniesienie słuchawki telefonu do ucha dokończyło dzieła. Scenka dzieje się w więzieniu. Lekką dezorientację u grających wywołały okrzyki dochodzące zarówno ze strony jednego jak i drugiego. Mateusz skomentował to w następujący sposób: To ja siedzę czy ty?

PELETON: „Nie wiem”. Skład: Ewa Czernowicz, Karolina Rucińska, Małgorzata Tremiszewska, Jakub Śliwiński, Wojciech Tremiszewski. Muzyka: Hubert Świątek.

Inspiracją do spektaklu złożonego z jednoaktowych mini etiud było odwieczne pytanie nękające wielu ludzi: Czym jest niebyt?
               Widzieliśmy etiudę o tym jak krzesło może łączyć różne gatunki sztuki. Dowiedzieliśmy się też, że nie ma problemu z znalezieniem miejsca na kręcenie pornoli, nawet jeśli odbywa się to w świątyni sztuki.
Druga etiuda oparła się o postać gracza „szczelanek”. Jak się okazało, było to wybrane dziecko, które ma uratować ludzkość. Pojawił się problem wyjścia z domu, co dla gracza jest nie do przyjęcia. By zabić wójta miasta, niejakiego Brunona, musi użyć robota.
Trzecia etiuda obracała się w klimatach dworskich. Główną bohaterką była księżniczka, która nie chciała iść na bal. Nawet z koniem. Do komnaty włamuje się złodziej, lecz na ratunek przychodzi dzielny rycerz. We wszystko włączyła się w babcia-niania. Ostrzegła rycerza, że „jak jej zrobi w głowie bagno to go zap****li”.
W kolejnej scence widzieliśmy skradającego się po gzymsie agenta, który bardzo przekonująco gra gołębia. Podsłuchując rozmowę przez okno, chciał zapobiec dalszemu rozwoju śledztwa, w które jest zamieszany. Jednak nie udało mu tego zrobić, gdyż został sam na scenie.
Kolejna etiuda skupiła się na retrospekcji. Dziadek opowiadał wnuczce jak przy pomocy zegarmistrza-egzorcysty wyklinał demona z zegara stojącego i więził go w książce. Książce, którą pożyczył wiele lat wcześniej od osoby, która zapisała tam pin do karty i od tego czasu nie ma pieniędzy. Jak się potem okazało, wystarczył jej dowód tożsamości.
Sugestię do ostatniej scenki wybrała publiczność. W tej scence ksiądz przeżywa kryzys i ratuje go sam Jezus, zstępując z krzyża. Przypomina on księdzu dlaczego wybrał taką drogę.

Na tym skończył się dzień z improwizacją w Teatrze Miniatura. A później w klubie festiwalowym w meczu zmierzyły się trójmiejskie ekipy GITu i ImproVizji. Jedyne co mogę powiedzieć o tym meczu, to że był „ustawiony”. Na życzenie i żądanie publiczności.

 

DZIEŃ III

AD HOC: „Restart”. Skład: Aneta Stokes, Janek Malinowski, Michał Ociepa, Alan Pakosz, Michał Próchniewicz. Muzyka: Karol Bulski.

„Restart” to spektakl zadający pytanie Co by było gdyby? I jednocześnie na nie odpowiadający. Każda seria zaczyna się od tej samej scenki i jest rozwijana do momentu, gdy któryś z aktorów nie krzyknie restart. Można to trochę porównać do teorii chaosu, gdzie najmniejsza zmiana w jednym miejscu diametralnie zmienia całość.

Zaczęło się od słowa golf. Scena zaczęła się na polu golfowym. Gracz po uderzeniu rozmawia z pomocnikiem o tym ile już trenuje i o nowo otwartym polu golfowym. Kolejne restarty modyfikowały scenkę bazową w różnych miejscach i stopniach. Były modyfikacje zmieniające relacje między postaciami, zmieniały się okoliczności, czasem nawet perspektywa (tymczasem w świecie piłeczek golfowych…). Były wprowadzane kolejne postaci, takie jak kierownicy pola golfowego, żona golfisty, nawet dzieci. Miały miejsce morderstwa piłeczką do golfa psa i ludzi. Nawet wątek suchego żartu o graniu golfa w golfie został rozwinięty do poziomu awansu na prowadzącego Familiadę. Publiczność nie miała litości i kilkukrotnie krzyczała „Przeproś piosenką!”, wkopując kolejnych aktorów w śpiewające przeprosiny.

NO POTATOES: „Kotwica kawałek od brzegu”. Skład: Anna Lipska, Radosław Misztal, Adam Organista. Muzyka: Karol Bulski.

No Potatoes to jeden z najdłużej działających teatrów improwizacyjnych. Każdy ich spektakl to uczta dla oczu improwizatora. Tym razem pokazali krótkie formy. Co jednak ujęło mnie najbardziej to ramka, na której oparli występ. Był to program telewizji śniadaniowej, w której gospodarzami byli Radek i Adam. Zaprosili oni do studia pisarkę i performerkę, Anię. W ramach wywiadu wprowadzali kolejne gry impro. Sugestiami do scen były zdania z książek przyniesionych przez publiczność. Wiele gier również mocno angażowało osoby z publiczności. Zagrali między innymi takie klasyki jak Historia po słowie, Efekty dźwiękowe, Trójgłowa gwiazda Broadwayu. Wszystkie gry łączyły się z zapowiedziami i ramką idealnie, dając wrażenie spektaklu teatralnego.

GRANDFINAL. Skład: Magdalena Walaszczyk, Karolina Rucińska, Alan Pakosz, Tomasz Marcinko,  Anna Lipska / Aneta Stokes, Jakub Śliwiński, Adam Organista, Dobrosława Bela, Łukasz Ławniczak. W obu grupach: Wojciech Kamiński

Tegoroczny Grandfinal miał specyficzne zasady. Improwizatorzy podzielili się na dwie grupy. Jedna z nich odgrywała wątek odbywający się trzy pokolenia, czyli około 90 lat temu. Obie grupy korzystały z elementów w drugiej okresie czasu. Postać wspólną dla obu linii czasowych grał Wojtek Kamiński. Nie była to ta sama postać, ale jej przodek/potomek. Termos zapomniał o wzięcie sugestii gdzie coś może być ukryte i przeprosił za to piosenką, w duecie z Alanem. Publiczność wybrała dziuplę. Od tego momentu zaczął się istny roller coaster improwizacji. Naprawdę ciężko jest opisać tak złożone dzieło w kilku zdaniach, gdyż każdy szczegół miał znaczenie dla całości historii.

W wersji później obserwowaliśmy Wojtka, jego żonę, Anetę, i syna, Kubę. Kuba wziął od ojca kluczyki i pieniądze. Razem ze znajomym, Adamem, znalazł w dziupli (złodziejskiej, nie na drzewie) stary samochód, bugatti z 1917 roku. We wcześniej znalazły się dwie panie lekkich obyczajów, Magda i Karolina. Wojtek i Alan Zawżdowie sprawowali opiekę nad Zawżdy Juniorem, Tomkiem. Tomek dowiedział się, że jego wujkowie chodzą do dziwek. W później Adam znalazł wygrawerowany na samochodzie napis Zawżdy Motors i Kuba ukrył samochód u sąsiada, Łukasza. Dowiedział się o legendzie, że w tym samochodzie były przewożone dziwki. We wcześniej Alan mianował samochód dziwkowozem służącym do obwożenia dziwek po okolicy. Okazało się, że pierwsza zamknięta dziwka, Karolina, była przodkiem sąsiadki Wojtka z później, Beli, i jako jedyna uciekła. Służka Ania przypadkowo wyjawiła Tomkowi, że jest synem Zawżdego. Karolina i Magda rozmawiały przez telefon, „taki na korbkę” i Magda podała namiary, jak się okazało później, na pomnik Dziwki Męczennicy, obok którego stał burdel. Wojtek wyjawił synowi, Kubie, że jest dziwkarzem i stręczycielem. Gdy Kuba chciał się sprzeciwić rodzinnej tradycji, Wojtek powiedział mu, że on też taki kiedyś był. Z offu Bela krzyknęła „20 lat później”. Kuba i jego żona grana przez Belę powtórzyli pierwszą scenkę spektaklu. Bela: „Wiesz, te soboty są dla mnie naprawdę wyjątkowe. Młody się pytał czy pożyczysz mu 20 zł.”

Na tym skończył się III Gdański Festiwal Impro „Podaj Wiosło”. Cały festiwal trzymał bardzo wysoki poziom. Wszystkie grupy dały świetne pokazy umiejętności. Ciężko również wybrać jeden pamiętny moment festiwalu, gdyż takich momentów było mnóstwo. Nie wiem czy będzie można za rok przeskoczyć tak wysoko postawioną poprzeczkę, ale liczę, że to się uda.

Napisał: Tadeusz Jaśkiewicz / WhoseLine.pl
Relacja z ImproIgrzysk: Piotr Pawłowski, grupy improwizacyjne TERAZ i JO
Korekta: Aleksandra Wieczorek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.